1. Nadprodukcja
…i tutaj wszystko się zaczęło:
Pierwszy błąd – za wcześnie. Zacząłem smażenie naleśników, gdy moja żona karmiła naszą małą Alicję.
Drugi błąd – za dużo! We dwójkę nie byliśmy w stanie zjeść wszystkiego, coprzygotowałem.
2. Zapasy
Z powodu nadprodukcji – usmażenia zbyt dużej ilości naleśników, zmuszony jestem zajmować miejsce w lodówce małym talerzykiem z 4 małymi naleśnikami.
(Ten mały talerzyk sprawił, że piwo musiało opuścić lodówkę!)
3. Braki
Zbyt wczesne smażenie (znowu ta nadprodukcja się za mną ciągnie) sprawiło, że zanim zaczęliśmy jeść część naleśników była już zimna, co zdecydowanie nie wpłynęło na zadowolenie mojego “klienta”.
Też nie lubicie zimnych naleśników?
4. Zbędny ruch
Przyznaję – rzadko ostatnio gotuję. W kuchni króluje moja żona, przez co kręciłem się dzisiaj po kuchni szukając produktów niezbędnych do zrobienia ciasta na naleśniki. Dobrze, że nie mamy większej kuchni!
5. Zbędne przetwarzanie
Bałem się, że przypalę naleśniki. Przez to co chwilę je obracałem, co sprawiało, że cały proces smażenia trwał dłużej niż powinien. Mogłem po prostu lekko podważać jeden z naleśników i sprawdzać czy dana strona jest odpowiednio zarumieniona. Mądry Polak po szkodzie.
6. Oczekiwanie
Jeju, jak długo to się smaży… niby 3 małe naleśniczki a tyle czasu. Aż zdążyłem wymyślić w tym czasie cały dzisiejszy wpis na temat mudy w moim dzisiejszym wykonaniu!
7. Transport
Sukces! Chociaż tutaj nie popełniłem dzisiaj rażących błędów. Z jednej strony patelni naczynie z ciastem, a z drugiej talerz czekający na wysmażone naleśniki. Uff…
8. Niewykorzystany potencjał ludzki
Lubię przygotowywać śniadania dla mojej żony. Jednak nie okłamujmy się… gotowanie idzie jej zdecydowanie lepiej niż mi.